Relacja spisana dla Romskiego Instytutu Historycznego dnia 25 sierpnia 1998 roku.
Moi rodzice Adam i Marianna z
domu Paczkowska pochodzenia romskiego posiadali liczną rodzinę i
wędrowali z nią taborem. Urodziłem się na przedmieściach Częstochowy d25
maja 1906 r., gdy tabor zatrzymał się na postój. Nie byłem pierwszym
dzieckiem w rodzinie. Mój starszy brat miał dwa lata. Po mnie przyszła
na świat w naszej rodzinie najstarsza siostra, a następnie dalsze
rodzeństwo, tj. czterech braci i dwie siostry.
Z okresu I wojny
światowej niewiele pamiętam, byłem przecież kilkuletnim dzieckiem. W
Polsce już niepodległej wiedliśmy w dalszym ciągu swoje tradycyjne życie
tzn. wędrowaliśmy taborem po kraju i trudniliśmy się kotlarstwem oraz
naprawa sprzętów domowych jak garnki, patelnie.
Również nie potrafię
sobie przypomnieć wydarzeń związanych z wybuchem II wojny światowej,
chociaż w tym czasie byłem już dojrzałym mężczyzną. Przez pewien okres
czasu po wkroczeniu Niemców do Polski w dalszym ciągu przemieszczaliśmy
się z taborem po różnych miejscowościach. Stworzyło to wówczas nam w
miarę bezpieczną sytuację, gdyż wtedy po wsiach nie było jeszcze
niemieckich żandarmów. W miarę upływu czasu stawało się dla Romów coraz
niebezpieczniej, stąd postanowiliśmy się rozproszyć. Straciłem kontakt z
rodziną. Dopiero po wojnie dowiedziałem się od tych, którzy przeżyli o
losach moich krewnych. Matkę aresztowano i osadzono w więzieniu w
Kielcach, a stamtąd została wywieziona do jakiegoś obozu, w którym
zginęła. Brat Stanisław również przebywał w różnych obozach, zginął
najprawdopodobniej w KL Buchenwald. Także dwie siostry nie przeżyły
wojny, zamordowano je , nawet nie wiem , w którym miejscu ,
prawdopodobnie w jednym z obozów. Samotnie ukrywałem się po lasach i w
niewielkich wsiach, pracując przy pracach polowych i w obejściach
domowych różnych chłopów.
Nie pamiętam okoliczności mojego
aresztowania, ale miało to miejsce w maju 1941 r. Obecnie nie potrafię
również powiedzieć, w jakiej miejscowości zostałem schwytany.
Niewątpliwie stało się to niedaleko Częstochowy. Po kilkudniowym pobycie
w miejscowym areszcie przy posterunku niemieckiej żandarmerii zostałem
skierowany do getta w Częstochowie, tam przebywałem do lutego, lub marca
1942 roku. W tym getto było wielu innych Romów, przebywały całe
rodziny, pamiętam z tego okresu Paczkowskich, Zielińskich, Jodłowskich i
wielu innych, ale znam ich po cygańskich przezwiskach. Po wydostaniu
się z częstochowskiego getta ukrywałem się w rejonie Warszawy na
Powązkach, Powiślu i w Konstancinie, gdzie ponownie zostałem
aresztowany. Niemcy przewieźli mnie do getta w Warszawie., było to w na
jesieni 1942 roku. Pracowałem w obozie pracy przymusowej, który mieścił
się na obrzeżach Warszawy prawdopodobnie w dzielnicy Ochota. Twierdzę to
z całym przekonaniem, gdyż do pracy na warszawskim lotnisku „Okęcie”
mieliśmy stosunkowo bardzo blisko. W trakcie pobytu w obozie pracy
przymusowej pracowałem na terenie lotniska przy pracach ziemnych i
budowie różnego rodzaju umocnień. Sama praca była bardzo wyczerpująca, a
wyżywienia dostawaliśmy bardzo mało, ponadto ciągle byliśmy popędzani
przez nadzorców niemieckich, żołnierzy i lotników. Po kilkumiesięcznym
pobycie w tym obozie zachorowałem na oczy. Udało mi się dostać do
niemieckiego lekarza wojskowego na terenie lotniska. Po badaniach i
opatrzeniu moich chorych oczu dostałem kilkudniowe zwolnienie z pracy.
Następnie zostałem prawdopodobnie po interwencji wspomnianego lekarza
Niemca, który o dziwo zajął się moją chorobą, jak powinien każdy
normalny lekarz, zwolniony z obozu. Ale bardzo krótko cieszyłem się
wolnością, gdyż po upływie może dwóch miesięcy ponownie mnie aresztowano
jako „ wałęsającego się cygana”. W tej chwili nie pamiętam z jakiego
więzienia zostałem skierowany do obozu na Majdanku koło Lublina. Warunki
w tym obozie były straszne, że pobyt w poprzednim obozie pracy
przymusowej wydawał mi się przysłowiowym „rajem na ziemi”. Po około
siedmiomiesięcznym pobycie na Majdanku postanowiłem, iż ucieknę z obozu
przy pierwszej nadarzającej się okazji. Rzeczywiście wkrótce udało mi
się to urzeczywistnić. W drużynie roboczej, w której pracowałem
zaprzyjaźniłem się z dwoma więźniami – Polakami. Niestety ich nazwisk
nie pamiętam, tylko imiona – Stasiu i Władek. W trakcie pracy, w pewien
pochmurny i deszczowy dzień, wykorzystaliśmy nieuwagę Niemca –
wartownika i zbiegliśmy we trójkę z obozu. Co prawda wartownik ocknął
się i oddał za nami kilka strzałów, a jedna z kul trafiła mnie w prawe
ramie, to jednak przy pomocy moich przyjaciół szczęśliwie udało się nam
uiść pogoni. Dotarliśmy w okolice Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie przez
pewien czas ukrywałem się. następnie przewędrowałem lasami i polami w
okolice Warszawy i tam na peryferiach tego miasta ukrywałem się do
powstania, które przeżyłem. Po powstaniu z Polską ludnością cywilną
opuściłem Warszawę. Około dwa tygodnie przebywałem w Łomiankach,
następnie ukrywałem się w okolicy Łowicza. Tam zostałem znowu pojmały
przez Niemców i wysłany do przymusowych robót fortyfikacyjnych, tj.
kopania okopów. Tam też doczekałem wyzwolenia.
Po wojnie udało mi
się odnaleźć rodzeństwo: braci Tadeusza i Stefana i dwie siostry. Po tym
co przeżyliśmy w czasie wojny wracaliśmy powoli do nowego życia. Dalej
wędrowaliśmy z taborem, aż do czasu kiedy władza zabroniła nam tego.
Osiedliłem się ze swoją rodziną w Kłodawie, następnie przeniosłem się do
niewielkiej wsi Wólka Czesnowska. Z kolei mieszkałem w Jarocinie. Od
około dziesięciu lat mieszkam z córką i jej rodziną w Kłodawie. Spośród
mojego rodzeństwa żyją dwie siostry (jedna mieszka w Kielcach, a druga w
Ostródzie) oraz brat Tadeusz mieszkający w Radomiu. Natomiast brat
Stefan zmarł w 1994 roku.
Na tym relację zakończono.
Relację spisał: Jerzy Dębski
Relację złożył: Aleksy Kozłowski
Romski Instytut Historyczny